Partner serwisu
27 listopada 2015

Prezes OSM Czarnków: Powinniśmy rozdać karty, a nie je sobie zabierać

Kategoria: Z życia branży

– Być może jest zbyt wiele zakładów. Likwidując jednak część mleczarni, zlikwidujemy miejsca pracy. Według mnie powinna nastąpić specjalizacja zakładów, które w porozumieniu ze sobą powinny rozdać karty, a nie je sobie zabierać – mówi Helmut Doliwa, prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej Czarnków, którego pytamy o obecną sytuację w polskim mleczarstwie oraz ostatnie zmiany w Spółdzielni.

Prezes OSM Czarnków: Powinniśmy rozdać karty, a nie je sobie zabierać

 

Sytuacja w polskim mleczarstwie nie jest obecnie łatwa. Odwiedzając zakłady często słyszę negatywne głosy wskazujące m.in. na to, że warunki dyktują dziś sieci handlowe. Co zrobić, żeby stać się silniejszym w stosunku do sieci?

Niestety, mleko się rozlało. I teraz jak je zebrać? Łączenie zakładów na dzisiaj nic nie da. Powinny wejść w życie przepisy odgórne, zresztą w Sejmie pojawiały się w ostatnim czasie inicjatywy w tej sprawie. Teraz najwięksi producenci oddają część swoich wyrobów w takich cenach, które na pewno są poniżej kosztów wytwarzania. Jednocześnie zarabiają na innych, promowanych produktach. Nie ma więc obawy ze strony sieci, że ktoś nie dostarczy towaru.

Nieszczęśliwie się stało, że instytucja handlu zagranicznego stała się prywatną firmą. To była własność praktycznie wszystkich mleczarni. W każdym województwie były składnice mleczarskie, wspaniale rozmieszczona sieć… Zabrakło kogoś, kto by to utrzymał na zasadzie wspólnej własności spółdzielczej.

Docierają ze strony sieci handlowych sugestie, żeby kupować mleko w przerzucie, bo jest tanie. Wiadomo, że jak ktoś nie może mleka przerobić, ma nadmiar i sprzedaje je o wiele taniej. Pojawiają się pytania: po co w ogóle bierzemy mleko od rolników? Są to zagrywki poniżej pasa…

 

Niektóre sieci sięgają zresztą też po produkty z zagranicy.

Dlaczego nie, przecież większość to sieci zagraniczne. Niestety tak. Kiedyś na rynku była chemia przemysłowa zza zachodniej granicy, a dziś są i artykuły spożywcze, takie jak twaróg czy masło. Kluczowa jest tu niska cena, a przy okazji nadwyżki produkcji z tamtych krajów.

W ubiegłym roku zrobiliśmy eksperyment i kupiliśmy chude mleko z Niemiec. Cena była o połowę niższa od ceny polskiego mleka. Tak się pozbywa nadwyżek z własnego kraju. Sporo polskich zakładów importowało wtedy mleko, potaniając sobie przy tym produkcję i stwarzając jeszcze większą nadwyżkę wyrobów u nas.

 

Wspomniał pan, że łączenie zakładów nic nie da. W ostatnim numerze „Agro Przemysłu” prezes OSM Włoszczowa wskazywał, że spółdzielni jest za dużo.

Można tak na to popatrzeć i być może jest zbyt wiele zakładów. Trzeba jednak zadać sobie pytanie, czy Polskę stać na dodatkowe bezrobocie. Likwidując ileś mleczarni, jednocześnie zlikwidujemy miejsca pracy. Rozumiem to trochę inaczej. Powinna nastąpić specjalizacja zakładów, które w porozumieniu ze sobą powinny rozdać karty, a nie je sobie zabierać.

Na przykład jeżeli wspomniana przez pana OSM Włoszczowa ma dobrze opanowaną produkcję pewnych wyrobów, mogłaby zrezygnować z pozostałych na rzecz innego zakładu, który specjalizuje się w czymś innym. Taka podzielona produkcja byłaby ciągła i siłą rzeczy też tańsza. Nie szuka się niestety takiej zdrowej drogi polepszenia sytuacji i rozdzielenia produkcji pomiędzy zakładami. Oczywiście mam na myśli te, które spełniają wymogi dotyczące ochrony środowiska. Przedsiębiorstwa, które nie rozwiązały tych kwestii, siłą rzeczy wejdą wcześniej czy później na drogę likwidacji.

 

Poruszając kwestię ochrony środowiska na myśl przychodzi pierwsza beztlenowa oczyszczalnia ścieków w polskim mleczarstwie, którą uruchomiliście kilka lat temu w zakładzie w Chodzieży.

To był przełom. W Chodzieży też mieliśmy pierwszą nanofiltrację na kwaśnej serwatce, co dziś jest powszechnym rozwiązaniem. Na inwestycję w oczyszczalnię wydaliśmy ponad 8 mln złotych. Kiedy następuje coraz mocniejsza koncentracja produkcji, to serwatka stanowi poważny problem, bo nawet zagęszczając ją, permeat ma 8000 ChZT. Trzeba coś z tym zrobić, bo się tego nie sprzeda. Żadne oczyszczalnie miejskie tego nie przyjmują.

Oczyszczalnia w Chodzieży pomaga też zakładowi w Czarnkowie. Całość produkcji twarogu została przeniesiona z Czarnkowa do Chodzieży. Tutejszy zakład opiera się o oczyszczalnię miejską.

 

W Chodzieży była pierwsza „beztlenówka” w branży, a w tym roku SM Ryki uruchomiło membranową oczyszczalnię ścieków. To też w pewnym sensie przełom.

Proponowano mi kiedyś membrany i zrezygnowałem z tego rozwiązania. Stosuje się dodatek chemiczny i przesącza. Czyste odchodzi, ale to, co pozostaje jest biologicznie bardzo mocne. Pozostaje pytanie: co z tym dalej zrobić? Trzeba to przecież przetworzyć i sprowadzić do tablicy Mendelejewa. Nie uzyskałem wtedy odpowiedzi na to pytanie. Trzeba mieć też „beztlenówkę” albo spalarnię. Do tego drugiego rozwiązania trzeba by jednak mieć tyle ścieków, ile produkuje całe miasto, a nie jeden zakład.

 

Czy w ostatnim czasie zrealizowaliście jakieś inwestycje w zakładzie w Czarnkowie, bądź rozszerzyliście ofertę produktową?

Obecnie nie prowadzimy żadnych większych inwestycji, bardziej udoskonalamy to, co już mamy. Jeżeli chodzi o produkty – staramy się ciągle poprawiać ich jakość, konsystencję, smak itp. Ważnym tematem jest teraz czysta etykieta. Szkoda, że żadna organizacja mleczarska nie prowadzi akcji edukacyjnej na ten temat (czysta etykieta oznacza, że do produkcji wyrobu użyto tylko mleka, a nie chemicznych dodatków – przyp. red.). Nikt tego tematu nie porusza. Aktualnie pracujemy nad modyfikacją receptury jednego z naszych produktów  – Zuzi, tak, żeby mógł być na rynku właśnie pod czystą etykietą. Dziś już jest na rynku.

 

Wywiad został opublikowany w numerze 3/2015 magazynu "Agro Przemysł"

Rozmawiał Adam Wita
Fot. BMP

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ