Partner serwisu
14 października 2016

Skumulowani – wywiad z Marią Czwojdrak, prezesem zarządu ŚSM Jana

Kategoria: Z życia branży

W Średzkiej Spółdzielni Mleczarskiej Jana trwają intensywne prace inwestycyjne. Dotychczasowe moce produkcyjne nie pozwalają na realizowanie spływających zamówień. Zakład mieści się w centrum miasta, jest dosyć ciasno i nie ma miejsca na rozbudowę. – Zmiany, które zachodzą obecnie, to kumulacja urządzeń o wysokich wydajnościach – mówi Maria Czwojdrak, prezes zarządu ŚSM Jana.

Skumulowani – wywiad z Marią Czwojdrak, prezesem zarządu ŚSM Jana

 

W zakładach, nie tylko mleczarskich, postępuje automatyzacja procesów. Prace wykonywane ręcznie znikają. Czy i u was też tak jest?

Właśnie stawiamy linię rozlewniczą o wydajności 10 tysięcy butelek na godzinę. Skończyły nam się bowiem moce produkcyjne na napoje pakowane w butelki. W planach jest rozbudowanie urządzeń chłodniczych, czyli taśmociągu, w którym te napełnione buteleczki w trybie przyspieszonym będą ulegały schłodzeniu. Tam pakowanie produktu będzie odbywać się automatycznie, bez konieczności układania kartonów na paletach przez pracowników.

Dużo dzieje się obecnie w zakładzie. Jesteśmy w trakcie montażu urządzeń do zagospodarowania serwatki. Zamontujemy w najbliższym czasie trzy nowe zbiorniki o pojemności łącznej około 400 tysięcy litrów. To są na dziś nasze priorytety.

 

Wasz zakład mieści się w centrum miasta, dysponujecie dość ograniczoną przestrzenią.

Staramy się jednak wykorzystać ją tak racjonalnie, jak tylko się da. Kolejna trudność to uzyskanie warunków zabudowy – ponieważ Środa Wielkopolska podlega uzgodnieniom konserwatora wojewódzkiego, musimy spełniać odpowiednie warunki budowlane.

Jednak mimo tej naszej ciasnoty, dobudujemy jeszcze magazyn chłodniczy, bowiem ciągle odczuwamy braki tych pomieszczeń. Będzie miał powierzchnię około 2500 m2. Czeka nas jeszcze zakup nowej pakowaczki do masła, żebyśmy mogli pakować je w sposób racjonalny i nowoczesny oraz spełniający oczekiwania klientów. Pracujemy jednak w obszarze spółdzielczym, więc wszelkiego typu plany rozwojowe muszą być akceptowane we wstępnej fazie przez radę nadzorczą, a ostatecznie przez walne zgromadzenie członków, które u nas odbywa się w okolicach kwietnia, ponieważ w innych miesiącach rolnicy są zajęci pracą.

 

Jak kształtowała się w ostatnich latach wielkość skupu mleka od rolników?

W 2000 roku nasz skup mleka oscylował w granicach 60-70 tysięcy litrów dziennie. Dziś – dochodzi do 250 tysięcy litrów na dobę. Nie mamy proszkowni, serowni – wszystko przerabiamy na produkty świeże z ograniczonym terminem przydatności. Musimy nadążyć z przetwórstwem za rosnącym skupem mleka.

Zmiany, które zachodzą obecnie w zakładzie i o których mówiliśmy wcześniej, to kumulacja urządzeń o wysokich wydajnościach i szybkie schładzanie, żebyśmy nie potrzebowali rozbudowy kolejnych magazynów, w których chłodzenie następuje w sposób tradycyjny, czyli przez odstanie w niskiej temperaturze. Aktualnie w niektórych asortymentach moc produkcyjna jest w pełni wykorzystana.

 

Rozumiem więc, że dziś musicie odmawiać realizacji niektórych zamówień. Niejeden chciałby mieć taki problem…

Ubolewamy jednak z tego powodu. Niestety, nasza wydajność na obecnych maszynach, które nie są w pełni automatyczne, pozwala realizować jedynie około 50% wszystkich spływających z rynku zamówień. A mówimy tutaj o produktach, których sprzedaż jest zmienna i zależy np. od pogody. Wystarczy kilka cieplejszych dni i zamówienia na niektóre towary potrafią wzrosnąć dwukrotnie. Musimy więc być elastyczni i przygotowani na takie sytuacje. Inwestycja w nową linię nie tylko pozwoli na realizację zamówień w większym stopniu, ale skróci też sam proces technologiczny o czas schładzania.

 

Wspominała pani o tym, że w zakładzie jest mało miejsca na dalszy rozwój. Co wtedy, kiedy w ogóle się ono skończy?

Dziś wybudowanie nowego zakładu mleczarskiego, przy wszystkich problemach, jakie mamy na rynku od około dwóch lat, byłoby bardzo ryzykowne. Prowadzimy działalność w Środzie Wielkopolskiej i staramy się dostępne miejsce wykorzystać maksymalnie dla takich potrzeb, które dziś stwarza nam sytuacja na rynku.

W 2006 roku przejęliśmy mleczarnię w Kaźmierzu. Była tam bardzo mocno rozdrobniona produkcja. Ograniczyliśmy ją do sera dojrzewającego, konkretnie salami.

 

Na rynku są o wiele większe zakłady produkujące ser salami. Na pewno niełatwo z nimi konkurować.

Nawet nie staramy się z nimi rywalizować. Kiedy przejmowaliśmy zakład w Kaźmierzu, nie był on w dobrej kondycji, a skupowanego mleka było bardzo mało. Zdecydowaliśmy, że zostawimy tam produkcję serowarską, gdyż daje możliwość zagospodarowania części surowca, szczególnie w momentach poświątecznych, kiedy zawodzi aura i napoje mają ograniczony zbyt. Ser salami – jako najbardziej charakterystyczny, ale i niszowy – zostawiliśmy. Jest wytwarzany metodą tradycyjną, nie ma tam w zasadzie żadnego umaszynowienia.

Kilka lat temu w Kaźmierzu umieściliśmy maszynę do porcjowania i konfekcjonowania – ze względu na brak miejsca w Środzie Wielkopolskiej. Możemy konfekcjonować sery w postaci plastrów i niedawno dołożyliśmy do tego serek wędzony w plastrach.

 

Dlaczego serek w plastrach, a nie ser?

Serek, ponieważ jest to produkt na bazie serka sernikowego. W Kaźmierzu kończymy proces jego produkcji, który odbywa się w specyficznych warunkach. Wywarzamy też serek topiony z dodatkiem twarogu wędzonego i rozpoczęliśmy produkcję sera salami wędzonego. Mamy określone własne zasady wędzenia produktów twarogowych.

 

Cały czas rozwijacie się, nie nadążacie za zamówieniami. Jednak branża – o czym pani wspomniała – napotyka na sporo problemów na rynku. Co was martwi?

Na rynku mleczarskim przeplatają się okresy od hossy do bessy. Wszyscy walczymy ze sobą o surowiec. Z drugiej strony, jako spółdzielnia, musimy odebrać mleko w każdej ilości od swoich udziałowców. Czy mamy zapotrzebowanie na rynku, czy nie, to naszym: zarządu i pracowników zmartwieniem jest, żeby ten surowiec w racjonalny sposób wykorzystać.

Stąd staramy się być na rynku bardzo elastyczni, reagować na to, jak zachowuje się klient – głównie sieci handlowe. Dziś bez nich nie da się żyć, lecz również trzeba sprostać wysokim wymaganiom, nie tylko jakościowym, ale również asortymentowym. Pracujemy obecnie nad dwoma nowymi produktami.

 

Już dziś wasze portfolio jest bogate. Kiedy wchodziłem na zakład przywitała mnie gablota, w której stała cała gama produktów. Z którego jesteście najbardziej dumni?

Myślę, że z naszego twarogu wędzonego. Uzyskaliśmy status jedynego producenta, wysłaliśmy też zgłoszenie do Urzędu Patentowego. Rozszerzyliśmy poza tym tę grupę produktów o tzw. twarogi w posypce pieprzu i papryki. Są to wyroby specjalne, które muszą znaleźć swoją grupę amatorów, co na szczęście nam się udaje. Choć znajdują się i tacy klienci, którzy podejrzewają, że sera nie wędzimy naturalnie.

 

Tak oczywiście nie jest. Sam, zwiedzając zakład, czułem zapach dymu.

Wędzimy oczywiście nasze twarogi naturalnie, zrębkami wędzarniczymi. Czasami mają różny kolor. Widać też, że to jest naturalne wędzenie, gdyż spód – czyli miejsce, gdzie twaróg styka się z tacką – nie jest uwędzony.

Zresztą dział twarogów to kolejna sfera, gdzie brakuje nam już dziś mocy produkcyjnych. Jesienią jednak również tam zainstalujemy nowe maszyny i urządzenia, które pozwolą zwiększyć produkcję.

 

Rozmawiał Adam Wita

Fot. ŚSM Jana

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ