Partner serwisu
29 grudnia 2014

Problem z mentalnością

Kategoria: Wywiady

– Kłopot z mentalnością, cokolwiek byśmy pod tym pojęciem rozumieli, polega na tym, że bardzo trudno jest ją zmienić. Rozumiem to i nie spodziewam się, że doczekam, przynajmniej w moim życiu zawodowym, takich czasów, że siądziemy z rolnikami do stołu, przedstawimy nawzajem rzetelne kalkulacje i wyliczymy cenę za mleko z poszanowaniem interesu obu stron. Obecnie niestety jest to raczej gra, a nie rozmowa biznesowa – mówi Edward Bajko, prezes Spółdzielczej Mleczarni Spomlek.

Problem z mentalnością

Branża mleczarska znalazła się ostatnio w trudnej sytuacji. Co najbardziej martwi pana jako prezesa dużej spółdzielczej mleczarni?

Największym problemem jest nadprodukcja i brak pomysłów na to, co zrobić z tą nadwyżką mleka. Polskie mleczarstwo próbuje ratować się eksportem do Białorusi, ale jest to eksport surowca, z którego potem Białorusini robią produkty, które wysyłają do Rosji, zajmując naszą półkę. Póki co nie rysuje się rozwiązanie na szybkie załatwienie tej sprawy. Szukamy nowych rynków zbytu, ale ich znalezienie nie jest łatwe i wymaga czasu. Spoglądamy na Chiny czy Afrykę, ale mało jest takich miejsc, gdzie nie ma towarów mleczarskich, a są pieniądze. To spory problem. Tam, gdzie jest import, są już umocowani na rynku nasi konkurenci spoza Polski.

Co może przynieść ta sytuacja w dłuższej perspektywie?

Spodziewamy się dalszego spadku ceny mleka. Może ona osiągnąć taki poziom, przy którym nasze gospodarstwa zaczną mieć poważne kłopoty. Mam na myśli głównie te, które w ostatnim czasie mocno się rozwinęły w oparciu o kredyty. Paradoksalnie za jakiś czas mogłoby to uzdrowić sytuację – część gospodarstw i część mleka wypadłaby z produkcji. Szkoda, że najbardziej narażone są wielkotowarowe i nowoczesne gospodarstwa.

Kiedy mówi się o nadprodukcji od razu na myśl przychodzą kary…

W przeciwieństwie do wielu innych prezesów spółdzielni mleczarskich zawsze mówiłem, że nie można liczyć na to, iż kar nie będzie. Politycy i związki mleczarskie często te nadzieje rozbudzali, a ci, którzy żyli złudzeniami, teraz mają kłopot.

W Spomleku na szczęście nie mamy większego problemu z karami. Staraliśmy się pomagać rolnikom, pośredniczyć i namawiać na kupno kwot przez tych, którzy mieli ich za mało i na sprzedaż przez tych, którzy mieli ich nadmiar. Nie ma oczywiście mowy o pomocy w dosłownym tego słowa znaczeniu. Spółdzielnia nie zapłaci kary za producenta. Po pierwsze ze względów finansowych, bo to spore kwoty, a po drugie z braku akceptacji pozostałych członków spółdzielni, którzy nie mają obowiązku  płacić za innych. Wspomniana pomoc może mieć formę kredytu, albo zawieszenia spłaty kredytów, które były wzięte na inny cel po to, żeby utrzymać płynność finansową.

Inną z form pomocy rolnikom jest program „Zdrowa Krowa”.

Tak, program funkcjonuje już czwarty rok i obejmuję grupę warsztatową kilkudziesięciu gospodarstw, które zmieniają się co dwa lata. Wynikami prowadzonych badań dzielimy się nie tylko z naszymi dostawcami, ale również z każdym zainteresowanym. Działa internetowy portal i co roku organizowane są konferencje. Nie dalibyśmy rady objąć tym programem kilku tysięcy gospodarstw, wymaga to dużo uwagi i pracy z naszej strony i ze strony naukowców. Wyniki badań w poszczególnych gospodarstwach podajemy do publicznej wiadomości, także ta wiedza i doświadczenie z jednej grupy przenosi się na resztę.

Jakie są główne cele programu?

Program ma dwa aspekty. Z jednej strony zajmujemy się zdrowiem krów w dosłownym tego słowa znaczeniu, czyli ich dobrostanem, żywieniem, profilaktyką itd. W dzisiejszej sytuacji w branży na szczególne podkreślenie zasługuje jednak ten drugi aspekt prowadzonych badań – liczenie kosztów produkcji mleka. Zwracamy rolnikom uwagę na to, co jest ważne przy kosztach produkcji, co i jak trzeba liczyć i czego w tych szacunkach nie można pomijać. Ta rola edukacyjna jest bardzo ważna. Rolnicy nie są przyzwyczajeni do liczenia, nie chcą tego robić, albo chcą liczyć po swojemu nie uwzględniając wszystkiego, co powinni. W grupie gospodarstw badanych według tej samej metodologii znalazły się takie, w których koszt produkcji litra mleka wyniósł poniżej 90 gr, ale też takie, w których ta kwota była dwukrotnie wyższa. W niektórych przypadkach wygląda to dosyć groźnie i może zagrażać płynności finansowej.

Z czego wynika ten problem?

Na przeszkodzie stoi mentalność rolników. Nikt tak na dobrą sprawę nie jest w stanie powiedzieć, ile wynosi koszt produkcji mleka. Rolnicy zawsze mówią, że im się nie opłaca. W zasadzie ich rozumiem – wynika to z pewnych zaszłości historycznych. Rolnicy boją się powiedzieć, że coś im się opłaca, bo wtedy ktoś może im „przykręcić śrubę”.

Przez to jednak chodzimy jak we mgle i nie wiemy, kiedy rzeczywiście produkcja mleka przestaje być opłacalna i zaczyna się problem, a kiedy rolnicy  mniej, ale jednak zarabiają.  Mamy wiele gospodarstw, które bardzo profesjonalnie produkują mleko  i jednocześnie dużo mniej profesjonalnie prowadzą swoje gospodarstwa od strony  biznesowej. Jest w tej sferze bardzo dużo pracy.

Czyli o wiele istotniejszy jest dziś ten drugi aspekt programu „Zdrowa Krowa”, o którym pan powiedział?

Tak. Staramy się kłaść dużo większy nacisk na ekonomiczną część programu. Obecny kryzys może nam paradoksalnie pomóc w naszej misji edukacyjnej. Wymusi pewne działania, prawidłowe liczenie i uważanie na koszty. Skrupulatne liczenie kosztów, w tym przede wszystkim związanych z inwestycjami,  musi dotyczyć nie tylko mleczarni, ale również gospodarstw.  Dotąd producenci starali się przerzucić swoje ewentualne nieefektywności na mleczarnie. Mleczarnia miała być efektywna i było oczekiwanie, że zawsze i wszystkim ma się opłacać. W tak trudnym czasie jak teraz nie jest to możliwe..

Wspomniał pan o tym, że problemem w liczeniu kosztów produkcji jest mentalność. Czy stanowi ona przeszkodę też w innych sprawach?

– Kłopot z mentalnością, cokolwiek byśmy pod tym pojęciem rozumieli, polega na tym, że bardzo trudno jest ją zmienić. Rozumiem to i nie spodziewam się, że doczekam, przynajmniej w moim życiu zawodowym, takich czasów, że siądziemy z rolnikami do stołu, przedstawimy nawzajem rzetelne kalkulacje i wyliczymy cenę za mleko z poszanowaniem interesu obu stron. Obecnie niestety jest to raczej gra, a nie rozmowa biznesowa

Wspomniana mentalność stanowi też przeszkodę w konsolidacji, której potrzeby i sens trudno zanegować. Rozumiem te zachowania i powody, dlaczego rolnicy nie chcą się konsolidować. Mają poczucie, że mogą stracić, że może być gorzej. Jest jednak wiele obaw często nieracjonalnych. Rzadko się zdarza, żeby dwie spółdzielnie, które się łączą,  robiły to w oparciu o biznesplan i inne narzędzia stosowane przy różnego rodzaju fuzjach. To jest raczej sytuacja kiedy jeden chce, a drugi się zgadza. To działanie bardziej intuicyjne, niż rzeczywiście oparte na twardych biznesowych przesłankach.

RELACJE POMIĘDZY ZARZĄDAMI RÓŻNYCH MLECZARNI BYŁY KIEDYŚ BARDZIEJ SZCZERE

Edward Bajko: Pracuję w mleczarstwie od ponad 30 lat. Relacje pomiędzy zarządami różnych mleczarni, ale również pomiędzy pracownikami niższego szczebla, były kiedyś bardziej szczere i otwarte. Dziś każdy próbuje drugiego przechytrzyć. Martwi mnie to, ponieważ próby wprowadzenia w błąd co do ceny, po której sprzedajemy nasze produkty sieciom handlowym powoduje, że mamy o wiele słabszą pozycję negocjacyjną. Ci, którzy są po drugiej stronie stołu wiedzą wszystko, a my nic. Brak otwartości i wymiany informacji pomiędzy mleczarniami nikomu z nas nie służy. Wszyscy na tym tracimy.

Rozmawiał Adam Wita

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ