Partner serwisu
14 czerwca 2021

Oj, lubili Piastowie piwo…

Kategoria: Aktualności

Najpierw czasy legendarne. Piwem raczył gości Piast Kołodziej (wedle wzmianki Galla Anonima), który przygotowywał ten napój dla gości zaproszonych na postrzyżyny syna Ziemowita. W ślad za przytaczającym ten cytat Zygmuntem Glogerem: „Mamci ja naczyńko warzonego piwa, com go przysposobił na postrzyżyny mego jedynaka...”.

Oj, lubili Piastowie piwo…

Następcy, kolejni Piastowicze, także hołdowali zasadzie wypijania pienistego, swojskiego napoju o bursztynowej barwie, ze słynnym Bolesławem Chrobrym na czele (992-1025), który zyskał u Niemców przydomek TRINK – BIER (PIWOSZ). Jak głosi legenda, a w ślad za nią informacja niemieckiego kronikarza Thietmara, podczas słynnego zjazdu cesarza niemieckiego z dynastii saskiej, Ottona III, zwanego Ottonem Rudym, w Gnieźnie w 1000 r. Bolesław Chrobry „przyjmował Ottona kufelkiem piwa”. Oczywiście ten kufelek jest metaforą, bo ówcześni lubili zarówno pić na umór, jak i przeżerać się nadmiernie, zresztą orszak cesarski, w skład którego wchodzili książęta, biskupi, rycerze nie tylko kosztował piwa i wina, ale został obdarowany licznymi, cennymi prezentami. Pisze Paweł Jasienica o Bolesławie: „Jednał sobie w Niemczech stronników i zwalczał wrogów, obu garściami rzucając złoto”. Przy tych okazjach kufli piwa mogło być wiele i wiele było beczek skrywających ten cenny napitek. Król, któremu życie zeszło na nieustannych wojaczkach, lubił i jeść potężnie i pić, a piwo dostarczało mu i przyjemności, i satysfakcji, chroniąc przed skażoną wodą i zaspakajając także uczucie głodu.  

W każdym razie piwo serwowano na ucztach i po zwycięskich bitwach z Niemcami i przy zawieraniu pokoju – na przykład kładąc pieczęcie ugody w Budziszynie w sławetnym 1018 roku. Jak podaje historyk Jerzy Besala („Na zakrętach historii”), powszechność piwa w średniowieczu oznaczała umiarkowane upijanie się zaledwie 1,5% alkoholem, ale to chyba nie stanowiło przeszkody w sięganiu po nie przez władców, książąt, królów i cesarzy, o maluczkich, czyli prostych rycerzach, mieszczanach, a nawet chłopach nie zapominając. Wracając jednak w krąg biesiadny Bolesława Chrobrego, wedle Galla Anonima zwykł był ucztować z dwunastoma doradcami i przyjaciółmi i ich żonami i weselić się, a co ciekawsze – czynił to codziennie. Picie umożliwiało mu orientowanie się w zamiarach i planach swego otoczenia. Jak sądzi Jerzy Besala, pozwalało mu ono na penetrację psychologiczną doradców i poddanych, no i na relaks także, a pijaństwo u Piastów łagodziło stresy i traumy… przyśpieszając jednak zgon, bo przecież zjawiska depresji i lekarstwa na nią nie znano, a alkoholizm nie służył długowieczności. Słabość do wielkiej ilości piwa u Chrobrego nie wpływała na jakość rządów, genialność myśli politycznej czy śmiałość w realizacji dalekosiężnych planów. Być może, jak twierdzą niektórzy kronikarze i komentatorzy życia politycznego, wręcz przeciwnie – piwo nie ma tej mocy „uderzeniowej” co wódka czy mocne wina i miody, więc daje satysfakcję smakową i ukojenie nerwów.  


W dzielnicy wielkopolskiej należącej do Przemysła I księcia Poznania i jego brata księcia kaliskiego Bolesława Pobożnego, sukcesorzy Bolesława Krzywoustego (testament dzielący schedę zostawił w 1138 r.) pijali piwo, które ze względów zdrowotnych było słabe, cieniutkie. Według znamienitego dziejopisa Jana Długosza książę poznański Przemysław, ojciec późniejszego króla Przemysława II, poszcząc 40 dni, ubrany tylko we włosiennicę, pijał „ladajakie piwa i wina cienkie.” Sam zaś wielkopolski XIII-wieczny dziejopis Jan Baszko postrzega postać księcia w kategoriach wstrzemięźliwości, uzasadniając to tym, że lubił pić wyłącznie piwo i wino, miodu natomiast unikał. Dwie kobiety zasłużyły się w dziedzinie browarnictwa, a mianowicie królowa Judyta, nadająca klasztorowi tynieckiemu w XII wieku browar z karczmą i owa nieszczęśliwa Ludgarda, żona Przemysława II (uduszona na jego rozkaz z powodu bezpłodności), która w Kaliszu otworzyła wiele browarów. Poza tym oczywiście, te księżne, które nie pijały wyłącznie wody, przyzwyczajone były do polewek piwnych i samego piwa, jako kalorycznego, a i zdrowego napitku. Inni Piastowicze też popijali tęgo i popierali browarnictwo. Wspomniana księżna Ludgarda, żona Przemysła II, stała się promotorką nowych browarów na ziemiach polskich w XIII wieku, o którym wiemy, że pojawiły się wówczas nowe technologie i receptury.


A inny Piastowicz, Leszek Biały, krucjaty omijał. Zadziwiająca bowiem szczerość „creda piwnego” cechowała księcia krakowsko-sandomierskiego Leszka Białego (1194-1227), który oświadczył, że mimo najlepszych chęci wypełnienia obowiązków prawdziwego chrześcijanina, tj. walki o Grób Pański w wyprawach krzyżowych, nie podejmie tego trudu, bowiem... podejrzewał, że w ciepłych, nieznanych krainach piwa nie będzie, a on od dzieciństwa przywykł do codziennego spożywania PIWA i MIODU, omijając wodę z daleka, jako nosicielkę chorób wszelakich, które trwożyły zarazami cały średniowieczny świat.


Piwo i wino wydawały się napitkami pewniejszymi od wody, nawet źródlanej, zresztą przyzwyczajenie bywa drugą naturą człowieka i bywa motorem jego powtarzalnych gestów, czynów i myśli. A wracając do Leszka Białego, który niczym szczególnym się nie wyróżniał, warto jednak podkreślić, że w czasach wprowadzania chrześcijaństwa „żelazem”, bronią i przemocą, książę uważał, że dla Prusów korzystne byłoby zakładanie ośrodków handlowych i w ten sposób propagowanie wiary chrześcijańskiej. Wpisał się tym samym w nurt pokojowych działań i promocji nowych idei sięgania ku perswazjom i dobrym słowom – warto to zapamiętać.
    Jak widać, na dworach piastowskich piwa nie brakowało. Umiłowania piwne birbanta księcia śląskiego Bolesława Rogatki to dobra tego ilustracja. Postać jak z filmu przygodowego, barwny typ psychologiczny, hulaka, miłośnik alkoholu i kobiet, nieznający granic w swych czynach i wyczynach, okrutny jak przystało na epokę i mściwą naturę Piastów. Nie usprawiedliwia go fakt dziwnego wychowywania przez babkę, św. Jadwigę, która w dzieciństwie przemywała mu twarz wodą, jaką pozostawiły mniszki po umyciu własnych nóg. Jeśli idzie o rozrywki, to zasłynął jako organizator pierwszego turnieju rycerskiego na polskich ziemiach, a był to rok 1242. Poza tym „tonął” w alkoholu, rozpuście tak, że własna żona, Eufemia, pieszo bez służby i pojazdu uciekła od niego. Biesiady i pijaństwo były na porządku dziennym na dworach Piastów w czasie rozbicia dzielnicowego. Nic sobie oni nie robili z nakazów wstrzemięźliwości (poza ascetycznymi władcami w rodzaju Bolesława Wstydliwego czy Przemysława I i niektórymi żonami Piastów). Był to lek, antidotum na napięcia psychiczne, nostalgie, pragnienia i potrzebę akceptacji, przynajmniej najbliższego grona rodziny i doradców, niekiedy przyjaciół. Uczty pijackie urządzał Kazimierz Sprawiedliwy, książę krakowski, który sam nie pijał, ale upijał swych gości, aby zorientować się co do ich zamiarów, planów, lojalności itp. Tak czynili władcy od stuleci, wiedząc, że alkohol rozwiązuje języki, ujawnia emocje i skrytobójcze plany, skłania do zdrady lub deklaratywnej służalczości.


    Zjednoczenie królestwa przez Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego bynajmniej nie zmieniło umiłowania hulanek, a więc i piwa. Kazimierz Wielki wielkim był także miłośnikiem hulanek, kobiet, trunków. Nie przeszkodziło mu to w podejmowaniu trafnych decyzji ani w stworzeniu państwo silnego i dobrze zorganizowanego. Król Kazimierz lubił biesiady i dawał temu wyraz, wydając uczty, na których nie uchylał się od alkoholu, kosztując tego i owego, czyli także polskiego, „narodowego” piwa. Wymagał też dyscypliny i lojalności. Gdy z krytyką hulanek i rozwiązłości zaczął występować wikariusz katedralny Marcin Baryczka, urażony władca kazał go wrzucić do spływającej krą Wisły, gdyż działo się to w nocy z 13 na 14 grudnia 1349 r. Król wracał ze zwycięskiej wyprawy na Ruś do Krakowa i dowiedział się, że Baryczka wyklina go i grozi karami kościelnymi. Uwięził go, osądził i kazał pokrótce utopić. Prawdziwie piastowski, okrutny postępek.


Uczty więc król Kazimierz lubił i trybu życia nie zmienił – po krótkiej klątwie papieskiej i wystawieniu kilku kościołów rzecz całą uznano za zamkniętą. Wedle relacji podkanclerzego królestwa Janka z Czarnkowa, król nadal nie lubił rezygnować z okazji do rozrywek. Nie pominął więc okazji wybrania się na łowy, które kosztowały go bardzo wiele. Otóż przychylił się do propozycji dworzan, aby pojechać na łowy, które okazały się nieszczęsne dla króla i królestwa. Polując na jelenie, złamał nogę, dostał gorączki, zległ w łożu i zmarł. Tak to perspektywa hucznej zabawy zamieniła się w dramat króla i jego królestwa. Podobno do zwiększenia gorączki mógł przyczynić się kubek miodu podany przez lekarza, ale pewnie infekcja była tu czynnikiem głównym. I stało się – rok 1370, dzień 5 listopada był końcem króla i dynastii piastowskiej.

 

Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ