Partner serwisu

Odczuwamy wolność, wolność tworzenia

Kategoria: Wywiady

– Pracując w branży piwowarskiej od wielu lat, zaczęliśmy zauważać, że świat ucieka Polsce. Co robić?  Nie chcieliśmy rezygnować z dotychczasowych zajęć, nie mogliśmy angażować się w budowę browaru. Ale chcieliśmy warzyć ciekawe piwa, których w Polsce  brakowało.  Browar kontraktowy „po godzinach” - to była  słuszna decyzja – mówi Ziemowit Fałat z browaru PINTA, którego pytamy m.in. o zalety „działalności kontraktowej”, rewolucję na polskim rynku oraz piwne inspiracje z podróży po świecie.

Odczuwamy wolność, wolność tworzenia

 

PINTA warzy piwa, które wywróciły świadomość niejednego polskiego piwosza do góry nogami. Jaki był wasz najdziwniejszy piwny eksperyment?

Na myśl przychodzi mi „Podymek” – wymyślone ad hoc, lekkie piwo górnej fermentacji. Zostało uwarzone w wersji limitowanej z tzw. „wód po kisielu”, pozostałych z zacierania innego piwa – „PszeKoźlaka” – w stylu Weizenbock. Prawdziwym eksperymentem jest natomiast „Koniec Świata” - prapiwo w stylu Sahti, wymagające używania gałęzi jałowca, drożdży piekarskich, trunek bez chmielu, bez gotowania, bez gazu... Mam jednak nadzieję, że najdziwniejsze eksperymenty jeszcze przed nami.

 

Skoro mówimy o początkach działalności PINTY, skąd pomysł na jej założenie?

Pracując w branży piwowarskiej, zaczęliśmy zauważać, że nam Polakom, współczesny świat piwa zaczyna uciekać. Owszem, powstawały nowe browary, ale w porównaniu do innych krajów było ich bardzo mało i były to głównie browary restauracyjne z ograniczoną ofertą piwa.  Z drugiej strony pojawiły się w Polsce możliwości surowcowe, których wcześniej nie było. Dzięki Browamatorowi, którego jestem współwłaścicielem, polskie browary mają dziś dostęp do najlepszych surowców piwowarskich z całego świata. Wspólnie z Grzegorzem Zwierzyna i Markiem Semlą podjęliśmy pewnego dnia decyzję i jako PINTA zaczęliśmy warzyć dokładnie 28 marca 2011 roku.

 

Skąd pomysł na nazwę browaru?

Długo się nad nią zastanawialiśmy. Pamiętam, jak jedząc śniadanie w Cieszynie rozważaliśmy różne  nazwy dla naszego kontraktu, poszukując takiej która wyróżniałaby się na rynku. Ostatecznie Grzegorz Zwierzyna zaproponował nazwę „PINT” i już było z górki.

 

Czy chęci zmiany sytuacji na rynku towarzyszyły obawy, że droższe piwa, warzone w nieznanych dotąd w Polsce, stylach mogą się nie przyjąć?

Oczywiście, obawy były, ale „jaskółką” PINTY było „A`la Grodziskie” uwarzone w 2010 roku. Umówiliśmy się z Grzegorzem Zwierzyną, że ja przygotują piwo w małej ilości, a on je później sprzeda. Wiadomo było z góry, że piwo nie będzie tanie, warzone z odpowiednio dobranych surowców (słód wędzony), na małą skalę i reprezentujące unikalny styl. Od pewnego czasu można było słyszeć głosy narzekania, że nie ma na rynku piwa nawiązującego do stylu piwa grodziskiego, ale nikt się niestety nie brał za jego produkcję. Zakapslowaliśmy dokładnie 1666 małych butelek i sprzedaliśmy je w cenie 5 zł za sztukę - prawie po kosztach. Okazało się, że ta wydawałoby się wysoka cena nie była dla klientów żadną przeszkodą. Miała to być jednorazowa akcja, ale ze sklepów ciągle spływały do nas zapytania o nowe dostawy. To dało nam do myślenia, że jeżeli zaproponujemy ciekawe, dobrze zrobione piwo, to cena nie będzie barierą na realnym rynku.

 

Skąd wybór browaru kontraktowego jako formy waszej działalności piwowarskiej?

Trzy lata temu, po pozytywnym odbiorze „A`la Grodziskiego” postanowiliśmy uruchomić już bardziej zorganizowane warzenie. Decyzja o założeniu browaru kontraktowego była bardzo prosta – nie było czasu ani możliwości finansowych na budowanie browaru, a trzeba było zacząć jakoś warzyć ciekawe piwa. Rozpoczęliśmy wtedy współpracę z Browarem na Jurze i trwa ona do dziś.

 

Jakie są główne plusy działania jako browar kontraktowy?

Przede wszystkim wolność, wolność tworzenia. Oczywiście, również mniejsze nakłady finansowe  niż by to było w przypadku własnego browaru. W przypadku PINTY jak dotąd piwa sprzedają się na pniu i już po pierwszym roku inwestycje się nam zwróciły.. Ale przede wszystkim, teoretycznie, w każdym momencie możemy pożegnać się z tematem warzenia. Uznać, że to były wspaniałe cztery lata i bach, zakończyć działalność. Prowadzenie browaru kontraktowego powoduje, że unikamy także jakiejś porcji zmartwień, które pewnie zaprzątają głowę właścicieli browarów.

 

 

Co zaważyło o tym, że PINTA działa właśnie tu, w Zawierciu?

Pod uwagę braliśmy wiele różnych lokalizacji. Osobiście miałem okazję odwiedzić chyba wszystkie browary w Polsce, ale z Browarem na Jurze po prostu najlepiej nam się rozmawiało. Do tego niemałe znaczenia miała lokalizacja w kontekście tego, gdzie każdy z nas mieszka i skąd musi dojeżdżać. Dodatkowym atutem miejsca jest też doskonała woda z własnego ujęcia głębinowego, jak również pełna zalet współpraca z Anną Bugałą, głównym piwowarem w Browarze na Jurze.

 

Niektóre polskie browary kontraktowe planują budowę własnych zakładów. Czy w takim razie bycie kontraktowym jest dobre tylko do pewnego momentu?

Myślę, że nie można do tego podchodzić tak ogólnie. To raczej wynik indywidualnych upodobań i tego, co kto lubi. Bardzo dobrym przykładem jest duński browar Mikkeller, znany teraz praktycznie na całym świecie. Mimo tego, że sprzedaje swoje piwo w dużych ilościach i ponoc nieźle zarabia, wciąż jest browarem kontraktowym i takim zamierza pozostać.

 

Czy uważa pan, że po tych trzech latach, na rynku piwa w Polsce zaszły pozytywne zmiany?

Oczywiście. Choc zaczęliśmy od „Ataku Chmielu” w stylu American India Pale Ale , to na początku warzyliśmy też bardziej klasyczne style takie jak Vienna Lager czy Schwarzbier. Dziś pojawiają się głosy, że na rynku jest już za dużo IPA, ale w maju 2011 roku kiedy swoją premierę miał nasz „Atak”, był on jedynym reprezentantem tego stylu w Polsce. Patrząc dziś na rynek piwny nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że takie właśnie piwa są potrzebne naszym piwoszom.

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ