Wrześniowe tąpnięcie w produkcji piwa
Po ubiegłorocznej, rekordowej sprzedaży – napędzanej głównie kumulacją ogólnoświatowych wydarzeń sportowych – cała branża piwna miała świadomość, że pobicie rekordu będzie bardzo trudne. I nie chodzi tylko o to, że w roku bieżącym nie mamy kół zamachowych sprzedaży, czyli imprez sportowych. Przede wszystkim pobicie kolejnego rekordu – przy niewysokim wciąż eksporcie – oznaczałoby, że Polacy zdecydowanie i na trwałe musieliby przekroczyć 100 litrów piwa wypitego na głowę, a to od lat nam się nie udaje (…choć może to i dobrze).

Wyciągając wnioski z sytuacji na rynku, większość analityków bezpiecznie uznało, że rok ten będzie oznaczał stagnacje. Natomiast bardziej doświadczona część znawców branży liczyła się z niewielkim spadkiem. Jednak to, co dzieje się na rynku w chwili obecnej, wyrywa się świadomej ocenie nawet najśmielszym analitykom.
Podwójne wahnięcie
Początek analizy nie jest specjalnie dyskusyjny. Niewielkie spadki w odniesieniu do roku ubiegłego – zarówno miesięczne, jak w ujęciu kwartalnym – towarzyszą nam od samego początku roku. Raz są mniejsze, raz większe, bo hamowane niezbyt sprzyjającą letnią aurą. Wszystko to powodowało, że po pierwszych trzech kwartałach 2017 roku produkcja piwa była o 2,9% mniejsza niż w takim samym okresie roku 2016. Oznacza to, że w pierwszych trzech kwartałach uwarzono 31,39 mln hl piwa. A to już jest wynik, który trochę zastanawia, bo roczne wahnięcia produkcji w drugiej dekadzie XXI wieku nie przekraczały 1,5 – i mniejsza o to, czy w górę, czy w dół. W tym roku roczne wahnięcie uległo podwojeniu!
To nie spadek, to przepaść
Jednak jeszcze ciekawsze są wyniki krótkoterminowe. Wrzesień 2017, gdy produkcja ledwie przekroczyła 3 mln hektolitrów, w porównaniu do września 2016 to spadek na poziomie 8,7%! To już jest wynik bardzo mocno zastanawiający. A jeżeli wynik produkcji z września tego roku porównamy do produkcji sierpniowej to spadek – nie to nie spadek, a przepaść – sięgnęła 24,5%. I to chyba wyrywa się chłodnej i rzeczowej ocenie. Dotychczas przejście z letniego szczytu w stan zimowej stabilizacji odbywało się delikatnie, żeby nie powiedzieć bezboleśnie. W tym roku nastąpiło tąpnięcie…
Jak to wytłumaczyć?
Przyznam szczerze, że sam nie znajduję przyczyn takich zjawisk. Może ludzie zmęczyli się wszechobecnymi letnimi akcjami promocyjnymi piwa koncernowego… Może musieli odmówić sobie szklanki piwa, żeby kupić szkolną wyprawkę… Może nastąpiło najzwyczajniejsze zmęczenie materiału…
***
Mam tylko nadzieję, że to już się nie powtórzy, bo nie ważne, kto traci, suma summarum traci całe polskie piwo.
Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Wszystkie teksty znajdziesz TUTAJ.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera.
Komentarze