Sylwestrowy toast…
Ostatni tekst w roku to czas na obejrzenie się za siebie i pora na małe podsumowanie roku. Jaki był piwny rok 2017? Chyba nie było źle, choć po rekordowym roku 2016 chyba spodziewano się nieco więcej.

Branża rozwijała się dalej. U małych dalej wrzało jak w ulu, buchało od premier i bezkompromisowych pomysłów. Duże browary trwały przy swych pomysłach, choć widać u nich chęć zmiany. Już nie tkwią uparcie w morzu eurolagera i na miarę możliwości starały się urozmaicić ofertę. Problem w tym, że i technologicznie jest to skomplikowane, a i wyższe ceny produkcji piw specjalnych nie są specjalnie ciepło przyjmowane przez lubiących niskie ceny piwoszy.
Co jeszcze zapadło mi w pamięć? Przede wszystkim chyba nieznane od lat zamieszanie legislacyjne, a przynajmniej praca nad nowymi rozwiązaniami prawnymi. W tym roku zatem uczestniczyliśmy w dyskusjach i nad jednolitym systemem kontroli żywności (i na razie nic z tego), nad definicją piwa (małym sukcesem może być definicja przyjęte przez ZPPP i SRBP). Ważnym zagadnieniem była dyskusja nad sprawami podatkowymi. Co szczególnie cieszy zakończyć się powinno wprowadzenie maksymalnego zwolnienia w akcyzie dla browarów najmniejszych – warzących do 200 tys. hl piwa rocznie. Czym zakończy się dyskusja nad nowymi regulacjami w reklamie piwa, dostępności godzinowej piwa w sklepach i tabeli odżywczej pokaże czas.
Uważam też, że mijający rok to pierwszy rok dojrzałości. Obok samych pozytywów słyszałem w końcu chłodne analizy. W końcu pojawiły się glosy, że piwo ma trudności z pozyskaniem nowych konsumentów i cała walka rynkowa ogranicza się do przepływu piwoszy z kategorii do kategorii. Co więcej do tej pory uważano, że ruch ten przebiega w jedna stronę, czyli od piw przemysłowych w stronę piwowarstwa rzemieślniczego. Teraz okazuje się, że widać ruch także w drugą stronę. Kto jest głównym beneficjentem tej sytuacji… browary duże, ale nie należące do koncernów. Co mają do zaoferowania? Z jednej strony piwa oferowane przez browary warzące ok. 1 mln hl piwa nie są częściami wielkich międzynarodowych koncernów, a z drugiej strony ich piwa kosztują cały czas nie więcej niż 2,5-3 złote, co jest najmocniejszym ich argumentem w kraju, gdzie wciąż większość decyzji zakupowych podejmowanych jest kieszenią.
I zupełnie na koniec dwa zdania o tym czego sobie życzę w roku 2018. Chcę tylko dwóch rzeczy: pierwszą z nich jest to, aby klienci cały czas edukowali się, podnosili swoją świadomość i próbowali jak najwięcej. A rzeczą druga jest to, żeby zaraz po tym jak staniemy się klientami świadomymi powiedzieć browarom sprawdzam i ostać z tymi, które nie wciskają kitu, a oferują produkt uczciwy, rzetelny, a nade wszystko smaczny i różnorodny.
Komentarze