Im mniejsza wiedza, tym większa sensacja
Sam środek lata… oznacza to ni mniej, ni więcej, że zaczyna się szczyt sezonu ogórkowego. Mieliśmy już zatem kilka dni poszukiwań wielkiego węża, który „widziany był na przedmieściach Warszawy i udawał się na północ siejąc postrach wśród lokalnej ludności i jej żywego inwentarza”. Niestety tak nagle, jak wąż na pierwszych stronach kolorowych gazet się pojawił, tak szybko z nich zniknął. Według mojego stanu wiedzy – nie udało się go ująć, nie zmienia to faktu, że wszystkie postawione w stan gotowości służby zostały zwolnione. Kolejne sensacyjne wiadomości, które mają przyciągnąć uwagę (lub pobudzić tzw. „klikalność”) pojawiają się każdego dnia.

Nie inaczej wygląda letnia kanikuła w piwnym światku. W ostatnim tygodniu – z prędkością błyskawicy – wpierw branżę piwną, a potem ogólnospożywczą, by na ogólnopolskich portalach skończywszy podbił news o „piwie waginalnym”. Jak się można spodziewać historia ta zaczęła żyć własnym życiem, budząc niezdrowe poruszenie wśród coraz liczniejszych niedoszłych konsumentów. Czy mnie to rusza… nie.
Cała sprawa znana była już od dłuższego czasu, gdy inicjatorzy starali się zebrać na realizację swego projektu środków ramach crowfoundingu blisko dwa lata temu. Wówczas nie udało się zebrać potrzebnych środków. Teraz miało się udać i piwo trafia na rynek.
Moja obojętność związana z tym projektem związana jest przede wszystkim z tym, że sam projekt jest skierowany do ludzi, którzy o piwie nie mają dużego pojęcia. A jak wiadomo im ktoś ma mniejszą wiedzę, tym większym jest specjalistą w danej kategorii. Jak duże przełożenie w naszym kraju ma powiedzenie: „nie znam się, to się wypowiem”, mogliśmy zauważyć w czasie akcji naszych himalaistów pod K2, mundialu, czy akcji ratunkowej drużyny Dzikich Dzików uwięzionych w jaskini.
Dlatego też uważam, że produkt ten skierowany będzie do osób o niskim poziomie wiedzy piwnej. Stanie się gadżetem osiemnastek młodych mężczyzn, wieczorów kawalerskich lub żartobliwych prezentów na różne okazje. Sytuacja ta będzie o tyle prosta, że zarówno obdarowany, jak obdarowujący nie będą zwracali uwagi na smak; nie będą zagłębiali się w tajniki produkcji – sam kontekst im wystarczy.
Żeby zweryfikować moją tezę postanowiłem pierwszą osobę, która mnie o to zagadnie przepytać w podstawowych elementów piwnego abecadła. Gdy tylko usłyszałem, „a wiesz, że będzie piwo fermentowane bakteriami z kobiety” – przeszedłem do kontrofensywy! A czym normalnie fermentuje się piwo? Z czego ono powstaje? Jakie elementy wpływają na smak? Mój rozmówca zamilkł, spuścił wzrok i przyznał, że faktycznie nie wie, a skoro nie wie to ma świadomość, że nie wie z czego się ekscytuje. Opowiedziałem mu zatem o piwie, jego surowcach, procesach oraz tych stylach, gdzie obok drożdży działają także bakterie. Mój rozmówca z podstawową wiedzą postanowił przeprowadzić ostatni atak… „ale czy z blondynki, czy brunetki to musi mieć jakiś wpływ”. Znów go zasmuciłem. Wspomniałem, że pobrane laboratoryjnie próbki i izolacja bakterii mlekowych odnosi się do ich specyfiki, a nie organizmów, z których je pobrano. Ponieważ nie do końca zrozumiał powiedziałem, ze jest z tym jak krwią, którą przetaczać można pod pewnymi warunkami, ale na pewno nie jest tak, że krew blondynów nadaje się tylko dla blondynów itd. Rozmówca zgasł w oczach, dowiedział się, że takie bakterie można pobrać też w innych okolicznościach i z innych miejsc. Na koniec stwierdził, że to najzwyklejsza ściema. Przytaknąłem. Można to piwo było zrobić tak samo w oparciu o koncept, w którym nie byłoby tego sensacyjno-erotycznego wątku…
Zatem dla wszystkich, którzy ekscytują się takim faktem mam radę – zweryfikujcie, czy wiecie co Was tak porusza, czy wiecie co z czego i jaki da wynik. Bo w innym wypadku możecie stać się niczym bohaterowie gogolowskiego „Rewizora” określonych słynnym cytatem: „z czego się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie”!
Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera
Komentarze