Partner serwisu
Tylko u nas
17 września 2019

Zdaniem Błażewicza: Dobra szkoła życia… i nieoceniona praktyka

Kategoria: Zdaniem Błażewicza

Mam kilka niezależnych systemów liczenia czasu. Rok zaczynam wraz z nowym kalendarzem w styczniu. Pewnym otwarciem jest też koniec marca (lub pierwszy dzień maja), gdy trzeba pozamykać sprawy podatkowe i ocenić jaki był ostatni rok pod względem finansowym. Bez względu jednak na wszystko – każdego roku najmocniejszym akcentem jest wrzesień i początek nowego roku szkolnego. Tak! Rok szkolny zdecydowanie rządzi w tym zestawieniu. Oczywiście nie chodzi o to, że kolejny raz wszedłem na ścieżkę edukacji – tu już chyba za późno. Jednak nowy rok szkolny zawsze rozdaje karty. Wówczas ustalane są plany zajęć (tych obowiązkowych, jak dodatkowych) i to ono układają plany kolejnych tygodni dzieci i rodziców.

Zdaniem Błażewicza: Dobra szkoła życia… i nieoceniona praktyka

Lubię wrzesień. Mam z nim związane dobre wspomnienia. No i ten piękny jesienny miesiąc zawsze mnie czymś zaskoczy. Jakiś czas temu byłem zaproszony na rozpoczęcie roku szkolnego, a następnie na kilka zajęć warsztatowych do szkoły gastronomicznej. Przyznam, że sam pomysł warsztatów dla chętnych adeptów sztuki kelnerskiej i barmańskiej bardzo przypadł mi do gustu. Nie będę też krył, że „czerwona lampka” nie zapaliła mi się, gdy przed pierwszym spotkaniem zostałem poproszony o sprezentowanie szkole kilku różnych kompletów szkła do piwa. Jednak nie jestem w stanie opisać zaskoczenia, gdy na pierwszych zajęciach do owych szklanej przyszli kelnerzy i barmani nalewali… słowa. Okazało się bowiem, że w szkole (gastronomicznej!) nie można mieć kontaktu z alkoholem. Młody człowiek brał więc w ręce szkło, płukał je, a następnie udawał, że nalewa, formuje pianę, itd.

Gdybym miał szukać pozytywów powiedziałbym, że młody człowiek opowiadał pięknie (co dla kelnera, a nade wszystko barmana jest zaletą). Jednak problemem było to, że cała ta zabawa nie dała mu żadnego doświadczenia, które miało być podstawą jego późniejszego życia zawodowego. W całej tej sytuacji nie zdobył też wiedzy, która mogłaby zostać przekazana konsumentom…

Myślę, że to właśnie dlatego wciąż – mimo bogacenia się społeczeństwa – nie jesteśmy w stanie wykorzystać potencjału naszych markowych alkoholi oraz budowania pięknej kultury ich spożywania. Bo budowanie takiej kultury zależy od osób w nią zaangażowanych. Osób, które mają pasję, wiedzę i doświadczenie.

Na tle wciąż kulejącej edukacji zawodowej (branżowej) na poziomie szkoły średniej dobrze zaczyna wyglądać szkolnictwo wyższe.

Jeszcze kilka lat temu nie było szkół, które kształciły rzemieślników chcących zajmować się alkoholem – piwowarów, czy winiarzy. Nieco wiedzy w tym zakresie można było liznąć na studiach z technologii żywności, czy innych pokrewnych kierunków. W dniu dzisiejszym sytuacja jest nadzwyczaj dobra. Obok dwóch sprawdzonych ośrodków kształcenia piwowarów (Wrocław i Kraków) pojawiają się kolejne aspirujące do włączenia się w system nauczania browarników. Szkoły wyższe kupują browary (restauracyjne), które stanowić będą przestrzeń doświadczalną i miejsce odbywania praktyk. Równie dobrze jest w zakresie winiarstwa. Enologia jest kierunkiem dostępnym w kilku miejscach. A doświadczalne winnice uniwersyteckie wydają kolejne roczniki win.

Liczę więc na to, że edukacja przyszłych adeptów branż związanych z alkoholem z czasem ulenie normalizacji. W szkołach średnich zyska nowy, rzeczywisty wymiar, a na uczelniach dalej będzie się prężnie rozwijać. Jest to szczególnie ważne, gdyż odpowiednio przygotowane kadry nie tylko podniosą własne umiejętności, ale też zaoferują lepsze usługi konsumentom, które przyczynią się do wzrostu konkurencyjności naszych branż.

fot. 123rf.com/ zdjęcie ilustracyjne
Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ