Partner serwisu
Tylko u nas
03 listopada 2020

Beczka Palikota

Kategoria: Aktualności

Beczki Palikota, Tenczynek bezalkoholowe, „domki piwne” – to pomysły Janusza Palikota, który – po pożegnaniu polityki – na dobre wrócił do świata alkoholi. I znów jest o nim głośno…

x

x

x

 

Liliana Kaniuch, Przemysław Płonka: Ponownie sporo mówi się o Palikocie, choć już nie w tematyce polityki, ale w kwestii nowych przedsięwzięć. Lubi pan, gdy jest o panu głośno?


Janusz Palikot: Koronawirusa i tak nie przebiję (śmiech). A poważnie: w crowdfoundingu – bo przez akcję właśnie tego typu pozyskałem środki na nowe przedsięwzięcia – pewien rodzaj rozgłosu czy popularności osoby, która stoi za danym projektem, jest bardzo istotny. Uważam, że to moja największa przewaga w stosunku do innych przedsiębiorców, którzy chcą pozyskać środki w ten sposób. Gdy jest się człowiekiem mało znanym, to przekonanie potencjalnych inwestorów – nawet gdy ma się dobry pomysł – jest dosyć trudne.

W pana przypadku „sława polityczna” zadziałała na plus.


Dzisiaj faktycznie odnoszę korzyść z polityki, choć mija 6 lat od czasu, gdy zaprzestałem działalności na tym polu. Jednak wciąż ludzie mnie kojarzą, przez co łatwiej przyciągnąć uwagę.
Natomiast – z drugiej strony – byłemu politykowi jest czasem trudniej, ponieważ niektórzy mają dystans, ostrożność, wielu wręcz czeka na jego porażkę. Takie są konsekwencje bycia znanym.

Oprócz rozpoznawalności dysponował pan sporym doświadczeniem i wiedzą. W branży alkoholowej był pan bowiem dużo wcześniej, nim zajął się polityką.


Tak. Od podstaw zbudowałem markę Ambra. Założyłem firmę Jabłonna SA i wykupiłem 80% akcji Polmosu Lublin. Doświadczenie więc mam, choć w crowfundingu musiałem wszystkiego się uczyć.

Akcje crowfundingowe stają się coraz popularniejsze w świecie craftu.


Tutaj inwestorzy są na pewno inni niż np. na Giełdzie Papierów Wartościowych. Mniej analityczni, niebiorący aż tak mocno pod uwagę aspektu finansowego. Z reguły też mocno utożsamiają się z projektem, który chcą zrealizować.
Alkohol jest produktem emocjonującym, co szczególnie widać w zakresie piw rzemieślniczych, które mają swoich wiernych fanów. Krąg inwestycji crowdfoundingowej musi być zatem emocjonalnie związany z produktami, więc trudno sobie np. wyobrazić, żeby podobna akcja odbywała się w zakresie budowy wytworni mas bitumicznych czy tworzyw sztucznych. Ale np. kosmetyki – już tak. To musi być coś angażującego człowieka.

Piwowarstwo rzemieślnicze jest coraz bardziej popularne. Czy trudno jest wejść na rynek z nowym produktem?


Faktycznie, w ciągu ostatnich lat powstało dużo browarów rzemieślniczych, pojawiło się też sporo premier piwnych. Część z nich ma oczywiście charakter wyjątkowo regionalny, a nawet lokalny, niemniej rzeczywiście nie jest łatwo zaistnieć z nowym produktem.

Wy weszliście na rynek dość późno.


Tak, mieliśmy więc trudniej, gdyż rynek został już jakoś nazwany i sformatowany. Na szczęście jest też dość chłonny, dzięki temu, że wciąż rozwija się postawa „konsumenta szukającego”. Polacy bowiem coraz chętniej eksperymentują, są otwarci na nowe smaki. Brak twardej lojalności wobec marki jest szansą dla takich firm jak nasza. Dowody? W ciągu kilku miesięcy podpisaliśmy ok. 200 umów z dużymi graczami. Otworzyliśmy te kanały i teraz oczywiście przed nami kolejne zadanie, by przekonać klientów do naszego piwa.
Przyjęliśmy strategię biznesowo niełatwą, wystartowaliśmy z bardzo dużym uderzeniem. Założyliśmy, że musimy sfinansować pierwszy rok tak jak inwestycje, a nie jak koszty bieżącej działalności. Umówiliśmy się na konkretny budżet.

Wróćmy więc do początków… Po długich poszukiwaniach zdecydował się pan kupić browar Tenczynek. Czemu akurat ten?


Odwiedziliśmy ponad 20 browarów wystawionych na sprzedaż. Wiele było ciekawych, z potencjałem, ale gdy zobaczyłem w Tenczynku te zabytkowe piwnice, szerokie korytarze, te wnętrza wykute w skale, to pomyślałem, że siła tego miejsca jest tak niesamowita, że właśnie tu chciałbym inwestować. Bardzo spodobała mi się sama nazwa – brzmi przyjaźnie, tak „humanistycznie” i ma w sobie coś przywołującego. Odpowiednia jest też lokalizacja – blisko Krakowa, który nie ma swojego browaru regionalnego.

Obiekt wymagał wielu inwestycji. Od czego zaczęliście?


Przede wszystkim zainstalowaliśmy nową linię rozlewniczą – wcześniej musieliśmy przez prawie 2 lata rozlewać piwo Tenczynek pod Kaliszem. Miejscowa linia nie nadawała się bowiem do jakościowego rozlewu. Teraz nasze zdolności produkcyjne to 100 tysięcy hektolitrów rocznie.
Remont całego browaru, który znajduje się w zabytkowym obiekcie, był bardzo dogłębny, rzekłabym – fundamentalny. Ale dzięki temu zyskaliśmy sporą powierzchnię do leżakowania. A że proces ten jest u nas długi, prowadzony metodą tradycyjną, produkujemy bardzo dobre, regionalne piwo, do którego przekonało się wielu konsumentów. W 2019 roku sprzedaliśmy 3 miliony butelek naszego piwa podstawowego. Na ten rok mamy planujemy sprzedać 9 milionów; planujemy też dodać do naszego portfolio nowe, klasyczne piwo. Właśnie nad nim pracujemy.

Czy epidemia nie wpłynęła na te działania?


Epidemia miała na to wpływ tylko w marcu i kwietniu. Wciąż ma wpływ na sprzedaż w pubach i restauracjach, ale widać, że w przypadku napojów alkoholowych nie jest on zasadniczy. Inaczej jest tylko w przypadku, gdy ktoś sprzedaje większość swojej produkcji do HoReCa, a to wiąże się z problemami.

Czy zamierzacie również produkować piwa bezalkoholowe? To teraz mocny trend.


Rzeczywiście, udziały piw bezalkoholowych rosną. Wszystkie sieci, z którymi współpracujemy, mówiły, że i Tenczynek musi mieć „bezalkoholowe”, a w szczególności piwo 0,0%. Mamy plany i w tym kierunku.

Pan osobiście jest piwoszem?


Piwo nie było moim ulubionym alkoholem. Preferowałem wino, czasem wódkę. Natomiast odkąd sam zacząłem warzyć piwo, to zmieniłem nastawienie. Po pierwsze dlatego, by wiedzieć, co produkuję. By samemu „zrozumieć” smaki piwa, których mamy dziś taką różnorodność. Dzięki temu możemy obecnie np. zestawiać poszczególne style piwa z określonymi daniami. Ten kulinarny aspekt wcześniej był niemożliwy, z uwagi na dość ubogą, wąską paletę piw, które znajdowały się na rynku.


 
Nie samym piwem Tenczynek żyje. Ruszyć ma też produkcja Tenczyńskiej Okovity.


Tak, zamierzamy rozwijać rzemieślniczą destylarnię alkoholi wysokoprocentowych. Na razie mamy próbki, na potrzeby przygotowania się do produkcji. Jedną z naszych idei jest, aby z różnego rodzaju piwa pszenicznego otrzymywać alkohol w postaci 43%, o wyraźnych cechach tego piwa, z którego został uzyskany.

Podobno cały pomysł wziął się stąd, że podczas remontu browaru w Tenczynku znaleźliście dawną recepturę okowity.


Tak, znaleźliśmy taką butelkę. To był taki impuls, który pozwolił na opracowanie koncepcji.

Co jest bardziej wymagające w produkcji: piwo czy wysokoprocentowy alkohol?


Dla mnie każdy alkohol jest wymagający. Wysokoprocentowy alkohol można zepsuć w kwestii smaku i zapachu, z kolei piwo jest najbardziej podatne na zakażenia. Mała odległość pomiędzy maszynami, lub dłuższy czas, nim zamknie się butelkę – i już „łapie” tlen...
Tu muszę dodać, że nie ma niczego tak smacznego, jak piwo bezpośrednio z tanka, zanim się jeszcze je zamknie do butelki.

Stąd pewnie pana pomysł na domki wypoczynkowe, w których prosto z kranu będzie płynąć świeże piwo?


Tak, będziemy budowali cztery domki, pierwsze w tej części Europy. Pomysł narodził się podczas oprowadzania gości, gdy pokazywałem browar. Słyszałem wówczas niejednokrotnie: „Gdyby tylko takie świeże piwo dało się kupić, pić częściej, może gdzieś na miejscu...” Stąd ta idea, by bezpośrednio z browaru piwo kierować do domków, gdzie będzie można spróbować go prosto z kranu.

„Piwo będzie płynąć z kranów…”. I znów było o panu głośno...


Widziałam różne dyskusje na forach i komentarze pod publikacjami informującymi o pomyśle z domkami. Większość była pozytywna. Przekonywanie ludzi, że nasze piwo może być na poziomie światowym, to praca, którą trzeba wykonywać.


 
A Beczka Palikota? Może pan powiedzieć coś więcej o tym pomyśle?


Chcemy produkować beczki zawierające wspomnianą staropolską, rzemieślniczą okowitę. Na ten moment sprzedaliśmy już 100 sztuk, a nawet nie mamy jeszcze gotowego produktu! To też pokazuje siłę nazwiska, siłę marki. Wiadomo, że pierwsze 100 beczek ma wartość kolekcjonerską – to niepowtarzalna okazja zdobyć wyrób unikatowy, którego wartość będzie z roku na rok rosła.

 

Rozmawiali: Liliana Kaniuch, Przemysław Płonka, BMP

 

Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ